Lista aktualności Lista aktualności

Z szacunku do wody

Zapraszamy do przeczytania artykułu "Głosu Lasu"

Zagrożenia związane ze zmianami klimatu są coraz większe. Uwidaczniają się zwłaszcza w górach. Sudeckie Nadleśnictwo Zdroje, które w 1998 r. zostało dotkliwe doświadczone przez powódź, a w ostatnich latach przez suszę, ma pomysł na wzmocnienie odporności lasów: mała retencja!

Położone na ziemi  Kłodzkiej przy granicy z Parkiem Narodowym Gór Stołowych Nadleśnictwo Zdroje obejmuje tereny interesujące nie tylko z przyrodniczego, ale również historycznego punktu widzenia. Miejsca przypominające o przeszłości rzucają się w oczy od razu po przyjeździe w te okolice – zabytki są w niemal każdej miejscowości. Ślady ciekawej historii ziemi kłodzkiej kryją się także w lasach i niejednokrotnie są związane z inżynierią wodną. Okazuje się, że kilkadziesiąt lat temu w Górach Bystrzyckich funkcjonowało wiele zbiorników wodnych pełniących rozmaite funkcje: były źródłem wody dla zakładów rzemieślniczych (jak młyn czy tartak w dawnej miejscowości Bobrowniki), stawami rybnymi oraz oczkami wodnymi na popularnych trasach wycieczek i spacerów. – W okolicy mieszka wielu pasjonatów historii. Często dostajemy od nich wskazówki na temat obiektów, które znajdowały się na terenach obecnie przez nas zarządzanych – mówi Przemysław Zwaduch, nadleśniczy Nadleśnictwa Zdroje.

Urok naturalnych konstrukcji
Inwestycje w ramach projektu małej retencji górskiej w tej sudeckiej jednostce realizowane są już od kilkunastu lat i są bardzo różne – począwszy od progów zwalniających spływ wody na potokach górskich, przez zbiorniki retencyjne, kaszyce, budowę suchego zbiornika o funkcjach przeciwpowodziowych, skończywszy na działaniach mających na celu utrzymanie korzystnych stosunków wodnych torfowiska. Ponadto w ramach pierwszej edycji projektu w niewielkim strumieniu umieszczono rumosz drzewny, który spowalnia spływ wody. Rumosz to nic innego jak wałki drewna o mniej więcej metrowej długości i średnicy kilkunastu centymetrów. – Ten pomysł wydał się niektórym okolicznym mieszkańcom dość wywrotowy. Pytali, czy nie byłoby lepiej sprzedać tego drewna – wspomina Piotr Mirek zajmujący się w Nadleśnictwie Zdroje ochroną przyrody, turystyką i retencją. – Jednak z perspektywy czasu można ocenić, że to działa – dodaje. Po niemal dekadzie drewno nadal jest w strumieniu, z tą różnicą, że w częściach wystających z wody obrośnięte zielonym kożuchem mchów.
Warto sobie uzmysłowić, że rumosz drzewny to naturalny element rzek w ekosystemach leśnych. Nie tylko spowalnia nurt wody, ale też podnosi różnorodność biologiczną – podobnie jak martwe drewno w drzewostanach. Jest miejscem życia dla całej palety organizmów: skorupiaków, larw owadów i mikroorganizmów, stanowi schronienie dla ryb itd.
Bardziej tradycyjne podejście do retencji w Nadleśnictwie Zdroje skutkowało wykonaniem w pierwszej edycji projektu zbiorników wodnych, jednego obiektu mostowego na Dzikiej Orlicy, progów zwalniających i zabudowy potoku w postaci kaszyc. Leśnicy z Gór Bystrzyckich i Orlickich szczególnie zadowoleni są z tych ostatnich. – Kaszyce to sprawdzona technologia, stosowana od dawna i przede wszystkim wykorzystująca naturalne surowce. Nie ma tam betonu ani cementu, tylko bale z drewna modrzewiowego, osadzone w ziemi i zasypane kamieniami. Co za tym idzie, kaszyce nie rażą, wpasowują się w środowisko leśne – wyjaśnia nadleśniczy Zwaduch. – Kaszyce spełniają swoją rolę, do tego dobrze wyglądają w lesie i jeszcze ładnie się starzeją – podsumowuje.
Dobre doświadczenia z tą tradycyjną metodą zabudowy potoków górskich skłoniły tutejszych leśników do wystąpienia o wpisanie do drugiej edycji programu kolejnych zadań z zastosowaniem kaszyc.

Piekielnie piękne miejsce
Obecna edycja programu małej retencji górskiej w Nadleśnictwie Zdroje obejmuje siedem działań, z których dwa już zostały zakończone. Jednym była odbudowa niewielkiego poniemieckiego zbiornika wodnego (o powierzchni 8 arów) w leśnictwie Piekiełko. To tereny przyległe do uzdrowiska Polanica-Zdrój. Dolina niewielkiego strumienia o nazwie Rogoziniec porośnięta jest świerkowym lasem. Urok tego miejsca sprawia, że jest licznie odwiedzane przez turystów. Przyciąga ich zresztą nie od dziś. – To miejsce znane było już w XIX w. jako Zaciszny Staw, obok stała piękna drewniana wiata. Odpoczywali w niej kuracjusze wędrujący do położonej wówczas na granicy Piekielnej Doliny gospody, pełniącej podobne funkcje jak dzisiejsze schroniska turystyczne – opowiada Piotr Mirek.
Staw był przez lata zapomniany, ale został odnaleziony dzięki starym mapom i pocztówkom. Zbiornik w doskonały sposób spełnia jednocześnie funkcje retencyjne, społeczne i krajobrazowe. Warto podkreślić, że nie znajduje się na cieku wodnym, tylko obok niego. Musi więc istnieć kanał doprowadzający do niego wodę, a także drugi, odprowadzający jej nadmiar. Staw odmulono, a na kanałach dopływowym i odpływowym zainstalowano zastawki spiętrzające. Brzegi kanałów wyłożono też miejscowym kamieniem. Leśniczy z Nadleśnictwa Piekiełko Zdzisław Zagórski pokazuje mi kamienną płytę przerzuconą nad niewielkim ciekiem: – Zachował się niewielki mostek łączący brzegi kanału dopływowego – wyjaśnia. Obok stoi już nowy, drewniany mostek. To idealne miejsce, by na chwilę przystanąć i odpocząć podczas wycieczki w góry. – W przyszłym roku teren wokół stawku zostanie wzbogacony o tablice informacyjne i drewnianą wiatę. Tablice będą opisywały, jak ważne jest racjonalne gospodarowanie wodą, nie tylko w środowisku leśnym – dodaje Piotr Mirek.

Pojawia się i znika
Drugim ukończonym obiektem w nowej edycji programu jest zbiornik… bez wody. – Ta inwestycja została zrealizowana w dolinie, której dnem nie płynie stały ciek wodny, ale podczas nawalnych deszczy zbiera wodę z dość dużego obszaru. Wtedy pojawia się potok, który może okazać się bardzo groźny – wyjaśnia nadleśniczy Przemysław Zwaduch.
Dolina, o której mowa, jest położona powyżej Polanicy-Zdroju, więc funkcja przeciwpowodziowa tego zbiornika jest nie do przecenienia. Ponadto leśna droga przecinająca tę dolinę w poprzek przy większych wezbraniach okresowego cieku była niszczona. Teraz zbiornik zabezpiecza ją przed destrukcyjnym działaniem wody po intensywnych opadach. – Co więcej, zgromadzony nadmiar wody z wiosennych wezbrań będzie również doskonałym miejscem do rozwoju płazów i wpłynie na mikroklimat okolicznych lasów – zauważa Piotr Mirek.

Uratować torfowisko
Najciekawsza inwestycja – i być może najważniejsza z punktu widzenia ochrony przyrody – będzie dopiero realizowana. Dotyczy rezerwatu Torfowisko pod Zieleńcem. Teren, o którym mowa, położony jest na zachodnim, niemal płaskim zboczu Bieśca, na wysokości 760 m n.p.m. Przez obszar torfowiska przebiega wododział między Morzem Bałtyckim i Północnym. Oprócz tego, że rezerwat jest niezwykle cenny przyrodniczo, stanowi też jedną z głównych atrakcji turystycznych w Górach Bystrzyckich. Jego fragmenty są udostępnione dzięki specjalnym kładkom zawieszonym nad poduchami torfu. Obecnie największym zagrożeniem dla tego wyjątkowego ekosystemu jest niewystarczająca ilość wody. Jedyne jej źródło to opady. Podczas suchych lat, z jakimi mieliśmy ostatnio do czynienia, torfowisko po prostu wysycha. W największym stopniu przyczyniają się do tego rowy odwadniające, które powstały tu w poprzednich dziesięcioleciach. – Odwadnianie takich obszarów jak torfowiska wynika z obowiązującej dawniej filozofii uproduktywnienia każdej możliwej powierzchni – mówi nadleśniczy Przemysław Zwaduch. Dodajmy, że niejednokrotnie odbywało się to dużym nakładem pracy i kosztów, a efekty i tak zazwyczaj były mizerne. Za to straty przyrodnicze znaczne. Działania na torfowisku będą polegały na wykonaniu na istniejących rowach odwadniających 160 zastawek, które zatrzymają wodę na tym wrażliwym przyrodniczo obszarze.
Dodatkowym problemem są dwie drogi przecinające torfowisko. – Dawniej były tu drogi dylowe, które niejako unosiły się na torfie i zapewniały wystarczającą nośność dla pieszych, a nawet furmanek. Taka technologia właściwie nie naruszała stosunków wodnych torfowiska, bo pod dylówką woda przesączała się bez problemu – opowiada nadleśniczy. W późniejszych okresach do budowy dróg użyto kamienia – i ten podmokły teren został podzielony. Dzisiaj planuje się budowę licznych przepustów i fragmentów dróg dylowych, aby przywrócić – na tyle, na ile to możliwe – naturalne stosunki wodne tego miejsca. – Nie planujemy na torfowisku ciężkiego transportu, jedynie ruch turystyczny, pieszy i rowerowy. Dlatego nośność dróg z dyli będzie wystarczająca – przekonuje Przemysław Zwaduch.
Miejscowi leśnicy w porozumieniu z RDOŚ we Wrocławiu podejmowali dotychczas działania z zakresu ochrony czynnej mające powstrzymać, a przynajmniej spowolnić proces sukcesji naturalnej na torfowisku. Było to przede wszystkim usuwanie drzew i krzewów oraz umieszczanie ich w rowach odwadniających. Jednak dopiero połączenie tych czynności z opisanymi powyżej zabiegami, mającymi zatrzymać wodę na tym obszarze, daje nadzieję na większą skuteczność i zachowanie torfowiska.

Pojedyncze inwestycje, jak odbudowa niewielkiego stawu, mogą wydawać się nieistotne w skali problemu deficytu wody, jaki nas trapi. Jednak konsekwentne działania prowadzone przez wiele lat i wielu miejscach naraz zyskują na znaczeniu. Jeśli będzie temu towarzyszyć nabieranie przez ludzi szacunku do wody, to będzie miało wielki sens.